Brama do Miasta Salum. Jedno z bardziej strzeżonych miejsc.

Zanderia miarowym krokiem zbliżała się do bram. Rozmyślała nad wyrazem wdzięczności w oczach smoków, które uratowała.
" Bezinteresowna pomoc nie istnieje. To właśnie dla tych wdzięcznych oczu pomagamy "bezinteresownie". A oni na dodatek jeszcze mi pomogli. Przeprowadziła krótką wymianę zdań z Indirem. Nie, nie potrzebuje teraz pomocy. Musi poradzić sobie sama.
Doszła do bram miasta. Miała nadzieję, że uda jej się przejść bez problemu.

* obok Zand przechodzi jakiś tajemnicze stworzenie które podchodzi do strażników, pokazuje im jakiś papier a oni go przepuszczają *

Zand zachłysnęła się powietrzem. Wzięła trzy szybkie wdechy, uspokoiła się i podeszła do strażników czekając na ich reakcję.

- Stój. Po co idziesz do miasta?

Smoczyca spuściła jeszcze bardziej głowę.
- Przepraszam najmocniej Panie. Udaję się na Rynek aby kupić coś na kaszel dla siostrzeńca...

- Wejdź. Tylko szybko.

Szybko przeszła przez bramę. Odetchnęła w duchu i ruszyła w dalszą drogę.